środa, 30 grudnia 2015

IV Bieg Świąteczny w Ruścu

Gdy inni jeszcze odpoczywali po świątecznym obżarstwie lub wieńczyli swoje dzieło, ja wraz z Witkiem i Marcinem wybraliśmy się 27 grudnia do Ruśca na IV już edycję Biegu Świątecznego. Wraz  z Witkiem mieliśmy okazję być tam rok temu i mogliśmy porównać co się zmieniło. Przede wszystkim pogoda, rok temu było minus dziesięć na dworze i lekka pokrywa śnieżna, w tym roku natomiast dziesięć stopni na plusie. Dzięki temu mogliśmy spokojnie się przebrać przy samochodzie. Ilość uczestników wzrosła chyba dwukrotnie względem zeszłorocznej imprezy, nawet sam Korwin-Mikke się pojawił ;) Po uprzedniej rozgrzewce pod postacią truchtu i wymachów (co po świętach nie należało do najprostszych czynności), ustawiliśmy się na start. Pierwszy kilometr wiódł asfaltem, następnie droga prowadziła do lasu. Obsuwający się spod butów piasek, wystające i śliskie korzenie sprawiały, że trzeba było bardzo uważać i być dobrze skupionym żeby nie zaliczyć gleby. Wybiegliśmy z lasu w miejscu, w którym do niego wbiegaliśmy i pozostała przed nami ostatnia asfaltowa prosta (ta sama co na początku). Ależ to miłe uczucie wybiec na asfalt z tak wymagającego terenu, ulga dla stawów. Mocny finisz i koniec, można odpocząć po prawie siedmiu kilometrach. Kończę na 62. miejscu (bieg ukończyło 254 osoby), z czasem co prawda gorszym od tego sprzed roku, ale trasa była o około trzysta metrów dłuższa.
Chwila rozluźnienia i widzę jak bieg kończy Marcin, następnie po chwili zastanowienia postanowiłem się lekko rozbiegać i przy okazji potowarzyszyć Witkowi na końcówce. Gdy wszyscy chwilę ochłonęliśmy, zjedliśmy żurek, kiełbaskę, następnie chwilę się porozciągaliśmy i wybraliśmy się w podróż powrotną. 10zł wpisowego, miła atmosfera, nie za daleko od domu – to właśnie lubię w takich kameralnych biegach, o których niestety wie chyba jeszcze mało osób.

piątek, 25 grudnia 2015

Iście biegowe święta!

Święty Mikołaj odwiedza ponoć tylko grzeczne dzieci. Wychodzi na to, że w tym roku byłem najgrzeczniejszy na świecie! Święty pod postacią mojej kochanej dziewczyny przyniósł mi świąteczny zestaw biegacza! Zdziwienie i radość przeogromne. Zacznijmy od samej paczki, w barwach Grupy Biegowej "Sieradz Biega" oczywiście z logo, bo jakże by inaczej! A w środku:
  • medale najlepszego chłopaka, czyli czekoladowe monety,
  • numer startowy z moich pierwszych w życiu zawodów biegowych (10.05 data naszego poznania), a pod całością kryje się pudełko merci,
  • Stoperan, lek przeciwbiegunkowy w postaci kinderek,
  • Glukozamina to nic innego jak żelki haribo,
  • isostar, czyli żele energetyczne Bakuś,
  • Magnez skurcz to ukryte cukierki,
  • Voltaren, żel na stawy to mleczko w tubce,
  • 4move, napój izotoniczny w postaci orzeszków w czekoladzie,
  • wafelki witaminowe Oshee,
  • Garmin Forerunner 310XT, pudełko również wykonane samodzielnie, które do złudzenia przypomina oryginał, który posiadam.
Taki prezent to skarb, a taka dziewczyna to skarb jeszcze większy! Nie wiem tylko czy sobie na to wszystko zasłużyłem... :) 

Żeby nie było, że jestem gorszy... :) Dziewczyna dostała ode mnie m.in. własnoręcznie uszyte Misie Koala :)

niedziela, 20 grudnia 2015

Wspominki #1

Wspominki #1
9 listopada 2014r. Za oknem wiał wiatr i lał deszcze, a ja z niewiadomych mi dotąd przyczyn założyłem swój szary dres i postanowiłem, że pójdę pobiegać. Chyba miałem dosyć swojego dotychczasowego życia i postanowiłem coś z tym zrobić. Nie tylko chciałem coś zrobić, ale to zrobiłem. Wróciłem ledwo żywy, chciało mi się wymiotować i miałem dosyć. Po ciepłej kąpieli wskoczyłem od razu do łóżka i poszedłem spać. Następnego dnia obudziłem się cały obolały i chyba przeziębiony. Nie było łatwo, ale postanowiłem podjąć wyzwanie systematycznego biegania. Kolejne treningi były lżejsze od tego pierwszego, ale to właśnie ten skok na głęboką wodę dał mi dużo motywacji do dalszego działania.
Nieważne jest to, że ledwo żyłem. Nieważne jest to, że ciężko nazwać to biegiem. Nieważne jest to, że byłem potem chory. Ważne jest to, że się nie poddałem.
24 listopada dzięki rozmowie z Jackiem Cabajem (dzięki stary za to, że we mnie nie wierzyłeś na początku, wiesz dobrze czemu!) poszedłem na swój pierwszy trening Sieradz Biega i przebiegłem swoje pierwsze 10 kilometrów w życiu. Takie chwile pozostają w pamięci na zawsze, niesamowite wspomnienia. Kto by pomyślał, że to dopiero wszystko się rozkręca…
PS. Ciekawostka. 9 listopada wyszedłem na swój pierwszy oficjalny ‘trening’, a dzień wcześniej, tj.8 listopada, wstąpiłem formalnie do Stowarzyszenia Grupa Biegowa „Sieradz Biega”.

Tak oto wyglądały moje pierwsze biegowe kroki :) Pamiętacie swoje?